Wakacje, wakacje ... beztroski czas i cudowne marnotrawienie chwil! No tak się zapamiętała w tym delektowaniu się latem (chociaż to nasze polskie to takie raczej wiosenno - jesienne bardziej było), że jakoś tak blogowanie czekało na mnie i czekało ... Do tego stopnia, że nawet nic a nic nie napisałam o wyprawie do Maroka - chociaż to było już tak dawno temu, w kwietniu.
Nie byłabym sobą, gdybym nie zwróciła uwagi na przeróżne przyprawy i korzenie, zupełnie czasem dziwne "cosie" jak np. to coś w misce koło oliwek. Zupełnie nie wiem cóż to takiego, z resztą były też jakieś takie wysuszone zwierzaki na targu - np. małe gekony - ciekawe do czego się je używa?
Nie byłabym sobą, gdybym nie zwróciła uwagi na przeróżne przyprawy i korzenie, zupełnie czasem dziwne "cosie" jak np. to coś w misce koło oliwek. Zupełnie nie wiem cóż to takiego, z resztą były też jakieś takie wysuszone zwierzaki na targu - np. małe gekony - ciekawe do czego się je używa?
No, ale dla miłośników nieco bardzie egzotycznych, czy raczej aromatycznych, smaków nie ma nic sympatyczniejszego niż wycieczka kulinarna do innego kraju, czy choćby do innej kuchni - takiej z inną tradycją i przyzwyczajeniami.

Obok zdjęcie kuchni - w wiosce w górach - zupełnie nie nastawionej na przyjmowanie turystów.
No ale tak sobie myślę, że najbardziej znaną potrawą rodem z Maroka jest tadżin. To nawet nie sama potrawa, co specyficzny rodzaj naczynia, w jakim się ją przygotowuje. Może więc być tadżin warzywny (jak ten na zdjęciu), czy np. z jagnięciną i każda potrawa może się różnić w zależności od regionu kraju i tego co zostało włożone do garnka.


I jeszcze mała wizyta w górskiej wiosce (tam skąd pochodzi zdjęcie kuchni, w górach Atlas). Nad wioską wzniesienie z pojedynczym drzewem otoczonym murkiem. W wizycie w wiosce towarzyszyli nam mężczyźni i małe dzieci. Przed wejściem na teren wioski musieliśmy poczekać, aż kobiety i młode dziewczyny, albo schowają się, albo powędrują właśnie pod owo drzewo w oddali. Nas - Europejczyków, przesyconych materialnymi dobrami i niepotrzebnymi rzeczami, z którymi nie potrafimy się rozstać, uderza skromne wyposażenie chat. Tak prawdę mówiąc to praktycznie nic tam nie ma, na podłodze większości izb klepisko.
W mieście panuje zupełnie inna atmosfera - na zdjęciach okolice głównych rynków miasteczek, tam gdzie ulica tętni życiem. Handlują mężczyźni - można kupić praktycznie wszystko co potrzebne. Wybrałam zdjęcia związane z jedzeniem - pieczywo, targ warzywny.
Czy ktoś z Was kupiłby świeżego kogucika, czy jagnięcinkę w takim właśnie sklepie, otwartym na ulicę. Muszę przyznać, że wokół wiszących mięsek nie latały muchy, czy inne owady, nie unosił się też nieprzyjemny zapachy.
Czy ktoś z Was kupiłby świeżego kogucika, czy jagnięcinkę w takim właśnie sklepie, otwartym na ulicę. Muszę przyznać, że wokół wiszących mięsek nie latały muchy, czy inne owady, nie unosił się też nieprzyjemny zapachy.

A jeszcze inaczej prezentuje się np. znany na świecie plac Jemaa el-Fna, ale to już będzie temat innego posta.
Dla miłośników pięknych widoków, na koniec jeszcze jedno zdjęcie. Widok na wysoki Atlas po przekroczeniu przełęczy Tizi n-Tiszka, na drodze z Warzazat do Marrakeszu.
Zapraszam wszystkich na nocną wizytę w Marrakeszu (w kolejnym poście) i oczywiście na prezentację potraw wieczoru marokańskiego. Nie mogłam sobie odmówić przywiezienia kilku przypraw i pomysłów i zaproszenia przyjaciół.