Każdy z nas ma takie ukryte tęsknoty
… Powstają trochę nie wiadomo kiedy i nie wiadomo skąd. Czasem
wystarczy obejrzeć zdjęcie pół lawendy, czy poczuć zapach
rozmarynu i już nasze myśli przenoszą nas do gaju oliwnego, czy
małej kafejki nad brzegiem morza Śródziemnego.
Czasem zdarza mi się czytać książki,
w których losy bohaterów związane są nierozerwalnie z otaczającą
przyrodą i kuchnią. Zamykając na chwilę oczy przenosimy się np.
do Toskanii, delektujemy się wiejskim krajobrazem, czujemy zapach
ziół nagrzanych w popołudniowym słońcu i potraw przygotowywanych
domowym sposobem z lokalnych produktów. Razem z bohaterami opowieści
kawałkiem świeżego pieczywa „wylizujemy” resztki sosu i oliwy…
odkorkowujemy kolejną butelkę regionalnego wina …
No i rozmarzyłam się … Jedną z
takich właśnie „smakowitych” książek czytałam latem.
Znalazłam w niej też kilka przepisów i choć z reguły zawsze coś
tam robię po swojemu to były one inspiracją jednego ze spotkań ze
znajomymi.
Zapraszam na takie właśnie wspomnienie po letniej lekturze - na płaski chleb toskański.
Składniki:
- 1 łyżka stołowa suszonych drożdży (np. 2 torebki)
- 1 łyżeczka brązowego cukru (jak nie am to może być zwykły)
- 2 i 3/4 szklanki letniej wody
- 3 łyżeczki soli
- 6 i 1/2 szklanki mąki pszennej (może być taka zwykła, a nie chlebowa)
- 1 szklanka mąki kukurydzianej
- 3 łyżki oliwy z oliwek
- dodatki: gruba sól morska, posiekany rozmaryn (2 łyżki) i oliwa do smarowania chlebków.
Wodę, cukier, drożdże i 2 łyżeczki mąki mieszamy i odstawiamy na ok. 10-15 minut (aż "ruszą"). Dodajemy oliwę i sól i do tak wymieszanego roztworu dodajemy stopniowo mąkę (po szklance). Dokładnie mieszamy i wyrabiamy ok. 10 minut. Ciasto nie powinno się lepić, gdyby było za wilgotne to dodajemy trochę więcej mąki. Odkładamy ciasto do wysmarowanej oliwą miski na ok. godzinę. Gdy wyrośnie (podwoi objętość) wyjmujemy ciasto i dzielimy na 2 części. Z każdej formujemy (nie wałkujemy tylko ugniatamy ręcznie) okrągły płaski placek. Ja chlebki "rozciągnęłam na papierze do pieczenia na blasze. Każdy miał ok. 30 cm średnicy (tak na oko po 2-3 cm od brzegu blaszki z każdej strony). Przykrywamy ściereczką i odstawiamy do ponownego wyrośnięcia.
Gdy ciasto wyrośnie spłaszczamy je delikatnie ręką (powstają takie małe wgłębienia), smarujemy oliwą posypujemy grubą solą i posiekanym rozmarynem. Nie należy się bać, ze rozmarynu będzie za dużo, prawdę mówiąc to większość zapachu się "wypieka".
Pieczemy w piekarniku nagrzanym do ok. 230 st. C przez ok. 25 minut (aż skórka będzie złota). Po wyjęciu z piekarnika można ponownie gorące chlebki posmarować oliwą (pędzelkiem).
Moim zdaniem
koniecznie trzeba go zjeść zanim całkiem ostygnie, nie czekać do
następnego dnia! Z resztą kto by się powstrzymał! I koniecznie
odrywać kawałki ręką, krojenie pozbawia go specyficznego uroku (przestaje też być taki mięciutki, a skórka pachnąca) …
... i koniecznie „wylizywać” talerz kawałkiem takiego właśnie
chlebka!
Moim zdaniem najlepiej smakują np. z gulaszem warzywnym, wszelkimi sosami i zwyczajnie z oliwą z oliwek z ziołami i czosnkiem!
Smacznego!
PS. A inspirację znalazłam w książce "Tysiąc dni w Toskanii" Marleny de Blasi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz